Co może powstać z dwóch spódnic z lumpeksu (łączny koszt 13 zł), weny, steku przekleństw i równie wielu wątpliwości?
Może powstać spódnica jedna, długa i nawet, nawet całkiem fajna - przynajmniej mi się podoba, i jestem cholernie z niej dumna. Bo to moja pierwsza, własnoręcznie zszyta - co by nie powiedzieć że uszyta ;)
Oto foto-relacja z mojej walki w pocie czoła :)
Skąd w ogóle pomysł? Długą spódnice kupiłam na allegro, za jakieś gorsze. Bardzo mi się podobała, ale niestety okazała się... krótka.
Niewiele myśląc, wybrałam się do lumpka, i poszukałam krótkiej dżinsowej spódnicy. Kryteria wyboru: długość taka, jakiej nigdy bym nie założyła. Oto ona:
Oczywiście w głowie wszystko ułożyło się gładko, szyło się prosto... w praktyce, cóż namęczyłam się i coś co wydawało się pracą na pół godziny (no, dobrze... może godzinę) okazało się robotą na dwie i pół (łącznie z pruciem, bo walnęłam się przy wyborze ściegu).
Na Instagramie pytałam, czy to co szyję, da się nosić. Odpowiedź brzmi da się! ;)
Oczywiście, z małymi zastrzeżeniami: najpierw wyciągnij szpilki, bo wbiją ci się w siedzenie, a potem... skróć spódnicę, bo zgubisz jedynki ! ;)
Eeeeee niezła, niezła :-) zobaczę ją na żywo?? :-)
OdpowiedzUsuń